piątek, 2 lipca 2010

Dzień 22: Targ, góry, lawenda i książki


Dziś znów dosyć intensywny dzień i przemierzonych kolejnych dwieście kilkadziesiąt kilometrów. Nasz plan na dziś nie był jakoś specjalnie ambitny: jedziemy do Carpentras zwiedzać wytwórnię słynnych prowansalskich cukierków Berlingot, a przy okazji zahaczymy o targ, który w piątki odbywa się właśnie tam. Początek wycieczki był taki sobie, bo zaparkowaliśmy daleko od wytwórni i trzeba się było nachodzić, żeby do niej dotrzeć. A na koniec się okazało, że mamy zły adres i wytwórnię przenieśli w inne miejsce. Zbliżało się południe, więc postanowiliśmy dać sobie spokój z cukierkami i wrócić do centrum miasteczka na targ, który powoli zaczynał się zwijać. Targ w Carpentras jest dosyć duży, dużo większy niż poprzedni, który oglądaliśmy dwa dni temu w Gordes. Pełen asortyment towarów i nie było już takich tłumów o tej godzinie. Zakupiliśmy sobie obiad na wynos w jednej z bud (wyśmienita włoska pizza przygotowywana i pieczona na poczekaniu), a potem jeszcze deser w postaci czereśni i zjedliśmy wszystko na ławce na placu zabaw. Nawiasem mówiąc, jak ktoś ma czas i lubi targi, to zaopatrzenie się tam w obiad na wynos ma duży sens, bo jest zwykle wszystko bardzo świeże i - co ważne - niedrogie! Targi są codziennie, tylko trzeba sprawdzić, w którym miasteczku jest danego dnia najbliżej. Nam niestety przeszkadzają tłumy i mamy mało czasu, więc na targi już go pewnie nie starczy.


W dobrych nastrojach, po zjedzeniu obowiązkowych lodów, opuściliśmy miasteczko i skierowaliśmy się w stronę Mont Ventoux, najwyższej góry w Prowansji (około 1900 m). Ponieważ można tam wjechać samochodem, to oczywiście nie mogliśmy sobie tego odmówić. Dzieci tylko czekały na hasło "przełykać ślinę" i po kilkunastu minutach byliśmy na górze. Niestety widoczność była dziś słaba, wszystko nieostre i zamglone, więc można było sobie tylko wyobrazić, jak jest przy pełnej widoczności.


Powrót do domu mój mąż zaplanował trochę naokoło, żeby zahaczyć o dolinę Gorges de la Nesque, która podobała się nam ogromnie i skąd pochodzi zdjęcie powyżej, a potem jeszcze o malutką wioskę Banon z jej wielką księgarnią Le Bleuet z kilkudziesięcioma tysiącami tytułów. To się wszystko udało i było naprawdę super. A oprócz tego odkryliśmy prawdziwe pola lawendy, których było całe mnóstwo właśnie w tych okolicach.




View F2010 Dzień 22: Targ, góry, lawenda i książki in a larger map

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz