czwartek, 8 lipca 2010

Dzień 27: Obiad w Krowiarni (franc. La Vacherie)


Żegnaj Prowansjo! Rano opuściliśmy gościnną dolinę Durance i ruszyliśmy w kierunku autostrady prowadzącej na północ. Autostradą pomknęliśmy aż do Walencji, a potem odbiliśmy w stronę górskiego rejonu Vercors. Naszym celem była podobno bardzo malownicza serpentynka Combe Laval. Na drodze dojazdowej było dziwnie pusto, bardzo rzadko przejeżdżał jakiś samochód. Potem okazało się, że droga, którą mieliśmy w planach na dziś, jest aktualnie zamknięta. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero po przejechaniu wcześniejszej przełęczy Col des Limouches. Trzeba było zmienić plany i wylądowaliśmy w pięknej dolinie Gorges de la Bourne. Zrobiliśmy pętlę przez góry i wróciliśmy na autostradę, żeby wieczorem dotrzeć do Lons-le-Saunier, gdzie dziś nocujemy.




Miło wspominam dzisiejszą przerwę obiadową. Od zjazdu z autostrady rozglądaliśmy się za jakąś restauracją, bo godzina 12.00 minęła i obawialiśmy się, że możemy nie zdążyć na jedzenie po przejechaniu całej górskiej trasy. Dobrze wiemy, że po trzeciej zjedzenie obiadu w tych rejonach Francji graniczy z cudem. Jakoś niczego nie było aż do maleńkiej górskiej miejscowości o wdzięcznej nazwie La Vacherie. Przy głównej ulicy było dosłownie kilka domów, na jednym wisiał szyld 'Snack Bar' z dwoma stolikami wystawionymi na zewnątrz. Przy jednym siedzieli ludzie i jedli coś z frytkami. To był znak dla nas, że można coś tam zjeść, więc się zatrzymaliśmy.


Starszy pan, właściciel restauracji i jednocześnie kelner, poinformował nas, że dzisiejszy obiad (menu du jour) składa się z talerza wędlin (l'assiette de charcuterie), następnie omletu i sera, do wyboru białego lub na ostro (fromage blanche ou sec). Brzmiało to zachęcająco, choć nie do końca wyobrażałam sobie, co dostanę na talerzu. Dzieci, które do poznawania nowych smaków jeszcze nie dojrzały, interesowały wyłącznie frytki ze stekiem. Posiłek okazał się bardzo smaczny i obfity. Trzy rodzaje wędlin o nowych smakach, które dotąd oglądaliśmy tylko na targu, omlet na słono chyba z serem w środku, też odbiegał od tego, do czego jestem przyzwyczajona w Polsce. Biały ser okazał się delikatną galaretką, świeżo zrobioną z krowiego mleka, podaną po prostu z łyżką śmietany i cukrem do posłodzenia. Do tego źródlana woda do picia w glinianym dzbanku, a potem dwie kawy. Opisuję ten dzisiejszy posiłek, bo mnie zachwycił. Prosty i smaczny i do tego w przystępnej cenie, jak na tutejsze warunki. Zwyczajem francuskim, trudnym dla nas czasem do zrozumienia, na poszczególne dania trzeba było sporo czekać, mimo, że oprócz nas były zajęte jeszcze dwa stoliki (jeden w środku). Całość zajęła nam ponad godzinę, co i tak jest dobrym wynikiem :) Ten obiad będziemy szczególnie miło wspominać.


View F2010 Dzień 27: Obiad w Krowiarni (franc. La Vacherie) in a larger map

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz