poniedziałek, 28 czerwca 2010

Dzień 18: Bez horyzontu


Dziś wyprawiliśmy się nad morze do Cassis, żeby zobaczyć na własne oczy słynne Les Calanques czyli fiordy Morza Śródziemnego. Samo Cassis, urocze miasto portowe, od razu skojarzyło się nam z Saint-Tropez. W porcie mnóstwo jachtów i stateczków wożących turystów w stronę "kalanek", więc i my także udaliśmy się w taki rejs. Poradzono nam, żeby ze względu na dzieci wybrać opcję minimum, czyli 3 "kalanki", które można zobaczyć w około 50 minut. Bardzo miła wycieczka, akurat, żeby dzieci się nie znudziły i nie zasnęły, do czego mają tendencję na statkach ;) Rzeczywiście jest co podziwiać, szczególnie najpiękniejszy trzeci fiord En Vau.


Drugim punktem programu wycieczki była kąpiel w morzu. Wybraliśmy się na plażę najbliższą portu, tuż przy głównym deptaku. Sporo ludzi na plaży i w wodzie, ale jakoś nie było tłoku, który znamy na przykład z Łeby.


Potem jeszcze mała przegryzka, do samochodu i w górę na Cap Canaille. To najwyższy klif we Francji i widok zapierający dech. Przypomniały mi się nasze wakacje 11 lat temu, na Maderze. Tam też widzieliśmy wyłaniające się z chmur czy mgły strzeliste fiordy oblewane przez ocean.


Dziś powietrze nie było całkiem przejrzyste i morze całkowicie zlewało się z niebem. Nie było horyzontu, tylko wielka niebieska przestrzeń. Cudnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz