środa, 30 czerwca 2010

Dzień 20: Colorado


Niestety nie oglądałam jeszcze słynnego kanionu rzeki Colorado w USA, ale europejskie Colorado w miejscowości Rustrel dziś zaliczyliśmy i to całą naszą piątką na własnych nogach. Dzieci były bardzo dzielne, bo przeszliśmy prawie 6 km górskimi ścieżkami, czasem wzdłuż potoczków, czasem po mocno nasłonecznionych stokach. Ale było warto. Formy skalne w różnych odcieniach ochry robią rzeczywiście wrażenie. A i sama wędrówka po górach była dla nas atrakcją po ostatnich głównie samochodowych wycieczkach górskich.


Jak byśmy się wybierali powtórnie w te rejony, to koniecznie wzięlibyśmy kilka małych pojemniczków na kolorowy piasek, od jasnokremowego, przez brązowawy, odcień curry, aż po zupełnie czerwony lub czerwono-pomarańczowy. Zupełnie jak suche pastele używane przez nasze dzieci. Aż dziw, że można coś takiego spotkać w naturze.


Było znów bardzo gorąco, więc utrudzeni mieliśmy ochotę coś zjeść dobrego po zakończeniu wycieczki. Wstąpiliśmy do knajpki w Rustrel, ale okazało się, że jest punkt 15.00, a o tej porze w restauracjach francuskich już nie podaje się jedzenia. Obiad można zjeść w przerwie obiadowej pomiędzy 12 a 15 lub wieczorem około 18-19. Co kraj, to obyczaj. No więc chcąc nie chcąc musieliśmy zjeść znów obiad w domu, co jest naszym stałym zwyczajem, bo dzieci mamy dość wybredne, a obiadki domowe ze słoików super smaczne. Wracaliśmy przez Apt bardzo malowniczą serpentynką (droga D943) mijając sady czereśniowe obsypane teraz owocami, gaje oliwne, bardzo rzadkie, nawet w tych rejonach, pola lawendowe, lasy dębowe i oczywiście plantacje winorośli. Dzieci spały, a my upajaliśmy się widokami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz